20. rocznica śmierci Rafała Kurmańskiego
O takich chwilach zawsze pisze się bardzo trudno. Bo trudno wyrazić słowami coś, co czuje kibic po starcie swego ulubieńca. Ulubieńca, który uważany był za wielki talent i nadzieję. Talent, który tylko czekał, aby eksplodować i wypłynąć na szerokie, żużlowe wody. Nadzieję, która... eksplodowała. W momencie najmniej oczekiwanym... Kurman, to już dwadzieścia lat!
To już dwadzieścia lat, odkąd nie możemy podziwiać akcji Rafała. Żużlowca, który mimo swojego młodego wieku wkradał się coraz bardziej w głąb żużlowych salonów. Pokonywał Golloba, wspaniale współpracował z Pedersenem, do mety przywoził pokaźne zdobycze punktowe. Filar drużyny, podziwiany przez tysiące kibiców. Jeździec szalony, kochający pływanie tuż pod bandą i mijanie przeciwników na pełnej manetce. Człowiek z metanolem w żyłach, stworzony do żużla. Całkowicie oddany temu co robił.
Taki był Rafał na torze. Jednak to, co naprawdę fascynowało niektórych w Kurmanku, ujawniało się dopiero, gdy ściągał kask, czyścił z błota kevlar, chował maszyny do busa. Rafał raził aż swą skromnością i normalnością. Dzięki swej jeździe, w Zielonej Górze stał się gwiazdeczką i oczkiem w głowie kibiców. Nic dziwnego, że często musiał odpowiadać przez to na głupie pytania i tłumaczyć się z każdej podejmowanej decyzji. I najdziwniejszą, a zarazem najbardziej go charakteryzującą minę na jego twarzy oglądać mogliśmy w momencie, gdy musiał złożyć swój autograf proszącemu o to dzieciakowi. Z jednej strony wyrażała radość z tego, że swą postawą sprawia przyjemność innym. Nareszcie mógł poczuć się komuś przydatny. Jednak z drugiej strony, co może wydawać się dziwne, robił to chyba z wielkimi oporami. Nie raz powtarzał bowiem, że daleko mu do statusu gwiazdy. Sława to bowiem rzecz, której nie chciał się poddać. Chciał pozostać niezależny. Na pełnej prędkości i tuż przy bandzie.
Swoim kibicom dostarczał wielu niezapomnianych chwil, jak np. podczas występu w Grand Prix w Chorzowie
Jednak sława go dopadła. Początek sezonu był dla Kurmana całkiem udany. Jeździł na wysokim poziomie i był zawodnikiem, bez którego skład ZKŻ nie mógł się obejść. Jednak w momencie, gdy przyszło małe załamanie formy, głos przejęły osoby, które nie widziały już miejsca w składzie dla Rafała. Oskarżali go o znikomość profesjonalizmu, ciągłe hulanki i brak zaangażowania. Plotki, śledzenie jego prywatnego życia i krytyczne podejście do każdego występu doprowadziły do tragedii. Kurmana dopadła sława. Sława zaprowadziła go do hotelu i nie pozwoliła już zawitać przy Wrocławskiej na meczu z Lesznem. Sława, której nienawidził. Sława, przez którą na jego grobie wciąż palą się znicze. Sława, dzięki której pamięć o nim pozostanie na zawsze...
Reportaż Marka Staniszewskiego o Rafale Kurmańskim
Autor: Paweł Kapusta
2024-05-30 12:12:04
Kategoria: zuzel / newsy
Komentarze
Falubaz Fan
2024-05-30 15:42:50Odpowiedź
Do dzisiaj nikt nie moze zrozumiec ,a przedewszystkim nie mozna sie pogodzic
do czego doszlo.