Kolejny zawodnik Falubazu kończy karierę
Miał złamany kręgosłup, kilka kości w nogach, a o skali jego pecha świadczy fakt, że w tym sezonie nie na torze, a w parku maszyn doznał urazu kolana. Jak policzę to wszystko, to tych kontuzji miałem całe mnóstwo - wylicza Sebastian Niedźwiedź, który postanowił zakończyć pechową przygodę z czarnym sportem.
Żużel to niebezpieczny sport, w którym dochodzi do upadków i kontuzji. Są jednak zawodnicy, którzy w miarę cało i zdrowo przejeżdżają 20-25 lat w tym sporcie i urazy ich omijają. Zdarzają się jednak pechowcy, jak Sebastian Niedźwiedź, którzy w ciągu kilku lat za każdym razem, gdy już ich kariera nabierała tempa, lądowali ponownie w szpitalu. I to nie była tylko kwestia braku umiejętności, a najzwyklejszego w świecie pecha.
- Kiedy już zaczynało iść fajnie, notowałem coraz lepsze wyniki i forma szła w górę, to zawsze dopadał mnie znowu pech. Zaliczyłem ciężki "dzwon", który kończył się kontuzją i długą przerwą. Przeważnie te wypadki nie były nawet z mojej winy. Znajdowałem się w niewłaściwym czasie i niewłaściwym miejscu. Jechałem dobrze, ale ktoś inny popełnił błąd, a ja na tym cierpiałem najbardziej - podsumowuje Niedźwiedź.
Źródło: Wirtualna Polska
2020-11-26 10:47:06